Music

24 kwietnia, 2015

Chapter 8 'Szpital'

      Wielka fala bólu przeszyła każdy milimetr mojego ciała, abym po chwili wygięła się w ług ponownie opadając na coś zimnego. Nerwowo próbowałam ruszyć czymkolwiek, ale niestety nie powiodły się moje starania. Chciałam otworzyć chociaż oczy, lecz nie potrafiłam nawet tego. To tak jakby ciało umarło, a pozostał tylko zdenerwowany i skołowany rozum, który nie wie co ma zrobić. Kolejny niekomfortowy ból przeszywający mnie od środka. Dookoła powoli zaczęłam słyszeć hałas. Następny napad bólu w okolicach klatki piersiowej. Miałam ochotę pisnąć, lub chociaż krzyknąć. Nie potrafiłam. Po chwili w końcu udało mi się usłyszeć i zrozumieć krzyk oznaczający ''Jeszcze raz" i tym razem ból był większy, a ja miałam wrażenie, że wszystkie moje narządy wewnętrzne zaraz eksplodują pod nadmiarem tego uczucia. Jakaś maszyna obok mnie z wkurzającego pisku zaczęła równomiernie pikać, a hałas zaczął ucichać.
   Zimny obiekt na mojej twarzy wybudził mnie ze snu. Przerażający paraliż w klatce piersiowej nasilił się, gdy samodzielnie wzięłam większy wdech. Otworzyłam swoje oczy mrugając parę razy, aby przyzwyczaić je do panującej tutaj jasności. Przymknęłam powieki, aby po chwili je otworzyć. Pierwsze ci ujrzałam to uderzająca ostrą biel. Dopiero po paru sekundach skapnęłam się, że przestrzeń, na którą się patrze to wielki szarawy sufit, a ten chłodny obiekt do dłoń Mulata.
-Dzięki Bogu, że nic ci nie jest.-Usłyszałam delikatną barwę głosu. Otworzyłam usta, aby coś powiedzieć, ale chłopak mnie uprzedził.-Nie, nie mów nic. Chciałbym cię przeprosić bo nie powinienem wtedy tam być i gdyby nie ja.-Zawahał się na chwilę.-Gdyby nie ja na pewno byś nie stała oko w oko ze śmiercią.-Jego głos się łamał, ale nie miałam siły, aby coś powiedzieć. Złapałam lekko jego dłoń i odeszłam w krainę Morfeusza. 

  ~*~
Powoli otworzyłam swoje powieki, aby ponownie przywitać się z denerwującym światłem. Chłopak siedział w tym samym miejscu co wcześniej tylko miał położoną głowę na łóżku i najwidoczniej słodko spał. Nadal nie wiadomo czemu trzymałam jego dłoń, ale też nie miałam zamiaru jej puszczać. Dziwnie się czułam, lecz jednak w pewnym sensie dobrze mi było. Z jednej strony w małym sensie lubiłam Zayn'a, a z innej go nienawidziłam, ależ to skomplikowane! Sama nie wiem co czuć. To jest takie... Inne. No bo w końcu ile osób ma takie życie, jak ja? Na pewno nie wiele, a może w ogóle. Głównie zastanawiało mnie to czego nie wiem. Może to i dobrze, albo i nie. Nie wiem. Chociaż szczerze boje się tego co mogę od niego usłyszeć.
-Jak się czujesz?-usłyszałam zaspany głos Mulata. Automatycznie spojrzałam się w jego stronę i zauważyłam ślady po pościeli na jego prawym policzku i zaspane, oraz czerwone oczy. 
-Ym, dobrze, a ty?-zapytałam.
-Świetnie.-Lekko się uśmiechnął i poprawił na (na pewno nie wygodnym) krześle. -Jesteś głodna ? Przynieść ci coś? -zadawał pytania, a ja tylko zwinnie zaprzeczałam.
-Zayn?-starałam się, aby mój głos nie przypominał w żadnym wypadu obitego szczeniaka. Patrzył się na mnie pytająco.  Westchnęłam.
-O co chodzi z moimi dziadkami?-w końcu udało mi się wydobyć z siebie jakieś bezsensowne pytanie. 
-Ah. Wiedziałem, że się o to zapytasz. Opowiem ci na spokojnie, jak już wyjdziesz ze szpitala. Nie chce ryzykować bo nie powinnaś się denerwować.-Pokiwałam twierdząco głową.-Prawdopodobnie jutro, ale możesz jeszcze z dwa dni poleżeć. -Uprzedził moje pytanie, a ja ponownie uczyniłam ten sam gest co przed chwilą. 
-Opowiedz mi coś o sobie.-Spojrzał na mnie, ale jednak zaczął mówić.
-Więc jak już zdążyłaś się dowiedzieć to jestem Zayn. Zayn Malik. Hm. Właściwie to nie mam nikogo z rodziny. Rodzeństwa nie miałem, a rodzice się mnie wyparli, gdy dowiedzieli się, że cię szukam. Uczyłem się i pracowałem na siebie, aż nie postanowiłem cię odnaleźć.Tak naprawdę nie za bardzo jest co o mnie opowiadać. A i mam 20 lat. -Odparł, a ja, aż z wrażenia otworzyłam usta. Automatycznie się zaśmiał. -Moje życie jest nieważne liczysz się tylko ty. -Jego uśmiech się powiększył tak, że można porównać go z wielkim żółtym bananem. 
-Nie rozumiem.-Odparłam.
-Nie ważne.-Zaśmiał się ponownie, a ja już nie wytrzymałam i zaczęłam razem z nim się śmiać. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz motywuje mnie do dalszego pisania i daje wielkiego kopniaka w tyłek! Dla was to tylko krótka chwilka i parę malutkich literek, a dla mnie wielka satysfakcja i motywacja.

Obserwatorzy