Music

05 czerwca, 2015

Rozdział 12 'Nie martw się'

      Niemiłosierne promienie słoneczne próbowały dotrzeć do moich oczu, zmuszając mnie jednocześnie do tego, abym wstała. Jęknęłam niezadowolona po czym chciałam się przewrócić na drugą stronę. Zdziwiło mnie to, że nie poczułam miękkiej poduszki pod głową, ani ciepłej kołderki na swoim ciele. Powoli otworzyłam zaspane powieki i uświadomiłam sobie, że zasnęłam czytając książkę. Nadal nie miałam siły, więc nie patrzyłam już na to, czy jestem na łóżku, ponownie próbowałam zasnąć. Po chwili udało mi się osiągnąć ciel. Niestety nie udało mi się za długo pospać, gdyż ktoś był tak kochany i zaczął pukać do drzwi mojego pokoju.
-Spadaj, Malik!-krzyknęłam i sięgnęłam bo ciepły koc, który po chwili już na mnie leżał. 
-Widać, że księżniczka się nie wyspała.-Zaśmiał się wchodząc do mojego królestwa, bez pozwolenia. 
-Chce spać!-oburzyłam się.
-Myślisz, że ci na to pozwolę?-zapytał z tym ciekawskim, powalającym uśmiechem na tych malinowych ustach.Stop!
-Tak pozwolisz, bo jestem twoją księżniczką i potrzebuje snu, jeżeli nie chcesz być ofiarom mordu-przykryłam głowę kocem, tak aby zasłoniło mi oczy i całą twarz.
-Ta, ta.-Droczył się ze mną.
-Daj mi po prostu spać!
-Nie dam ci spać, gdyż już jest śniadanie, a raczej powinien być obiad.-Powiedział śmiejąc się ze mnie.
-Która jest?-zapytałam 
-Gdzieś tak dwunasta?-zmarszczył brwi.-Dobra jest trzynasta, więc wstawaj, albo sam cie zaniosę na dół.-Groził.
-Co? -chciałam otworzyć usta z niedowierzania, ale jednak wyszło na to, że tylko ziewnęłam. Chłopaka to jeszcze bardziej rozśmieszyło.-Daj mi pięć minut.-Dodałam i próbowałam już na serio zasnąć. 
-Wstawaj!-Mulat ściągnął ze mnie koc, a później, gdy jęknęłam z powodu chłodnego powietrzna na mojej skórze, podniósł mnie i zaczął się kierować w stronę wyjścia. Schodził już po schodach.
Byłam tak zmęczona, że nie wiłam się tylko zamknęłam oczy i zasnęłam. Nie wiem dlaczego byłam tak zmęczona? Może po prostu za mało spałam? Ostatni raz jak sprawdzałam godzinę to była czwarta lub piąta nad ranem i jeszcze czytałam, czyli pewnie od tego.
-Nie wierze! hahaha-śmiał się.-Zasnęłaś bez walki? To do ciebie nie podobne! -dalej jego głośny dźwięk dochodził echem przez kafelkową kuchnie i odbijał się o jej kąty.
-Mówiłam daj mi spać-powiedziałam jąkając się.
-Nic nie jadłaś.
-I trudno.
-Musisz coś zjeść, później na spacer, do sklepu, posprzątać i dopiero możesz się zdrzemnąć.-Walnęłam go z pięści w plecy.
-Chyba cie coś boli!-protestowałam.- Ty sprzątasz i idziesz do sklepu, a ja pójdę na spacer.-Zdecydowałam.
-Hahaha to chyba ciebie coś boli. Kobiety są od tego, nie faceci.-Naprostował.
-W mojej bajce tak właśnie jest, więc biegiem przebieraj się w fartuszek  i idź sprzątać, chyba, że wolisz iść najpierw do sklepu.
   Chłopak zrezygnował i poszedł do sklepu zostawiając mnie w spokoju, dlatego też poszłam położyć się na kanapę, włączając telewizor starałam się skupić na tym, aby nie zanudzić się na śmierć. W tej chwili na łóżko wszedł Edward i od razu zrobiło mi się raźniej.
-Co tam skarbie?-zapytałam małe zwierzątko.-Ty jako jedyny mnie rozumiesz, pomimo, że mnie nie rozumiesz.-Dodałam.-I gdzie u mnie logika?-zapytałam z nie dowierzaniem waląc się w czoło otwartą dłonią. Miałam prawie cały dzień na to, aby zrobić coś pożytecznego, ale chyba jednak nie uda mi się ten cel spełnić, gdyż czułam jak zaczynałam usypiać się.
-Dobranoc, Edwardzie.-Powiedziałam już ledwo przytomna.
~*~
  Od godziny ktoś próbował się do mnie dodzwonić, ale jednak byłam zbyt leniwa, aby się podnieść. Już powoli nie wytrzymywałam tego dźwięku, więc niechętnie wstałam i podeszłam do stolika, gdzie leżał mój telefon. Otrzeźwiałam, gdy tylko spojrzałam kto do mnie dzwonił. ''Mama''. 
I po co ona dzwoni? Może i zachowuje się nieracjonalnie, ale kurczę kto tutaj mówi o zachowywaniu się? Oni byli gangsterami, złymi ludźmi. 
-Uspokój się, Alice.-Powiedziałam szeptem do siebie, a po chwili już trzymałam telefon przy uchu. Wiedziałam, że i tak kiedyś bym musiała z nią porozmawiać.
(rozmowa w cudzysłowie.)
''Co chciałaś?''powiedziałam niezbyt mile.
''Kochanie martwiłam się o ciebie''  ta na pewno.
'' Nie udawaj bo to jest żenujące.'' Odpowiedziałam oschle.
''Nie rozumiem, kochanie'' i jeszcze udaje głupią? 
''Wiem o waszej przeszłości''
''Kochanie chcieliśmy ci powiedzieć.'' czyli to naprawdę prawda.
''Dlaczego?''
''To nie nasza wina. Rodzice nas namówili.'' lepszej wymówki nie masz?
''Nikt wasz nie namawiaj. Dobrze wiem co się stało'' 
''Kochanie daj nam to wyjaśnić i przyjedź.'' i czego ona się spodziewa? Że po prostu przyjadę?
''Owszem przyjadę, ale po resztę rzeczy.'' powiedziałam po czym się rozłączyłam. Nie wiedziałam do końca, czy aby na pewno dobrze robię.
  Matka przez cały czas do mnie wydzwaniała, ale miałam tego dość, więc wyłączyłam telefon. Wkurzała już mnie. Teraz już wiem dlaczego Zayn tak mówił o rodzicach. To na serio nie było fajne. W ogóle nic nie było fajne.
Lecz ona nie mogła mi tego zrobić. To nie mogła być prawda, ale jednak się przyznała.
-Dlaczego to ja muszę mieć tak przejebane życie?

     Przez całą podróż nie potrafiłam się skupić na drodze. Rozpraszały mnie nawet najmniejsze dźwięki. Wiedziałam, że będę musiała z nimi pogadać, ale tego nie chce!
  Zostawiłam Zayn'owi karteczkę, w której napisałam, że jadę po swoje rzeczy i nie wiem kiedy wrócę. Dodałam, że muszę to załatwić i tak dalej, ale to już nie ma wielkiego sensu. Czasami żałuje, że potrafię rozumieć świat.
 ~*~
 -Nie! Nie chce mieć z wami nic wspólnego!-krzyczałam na nich. 
-Jak ty się odzywasz do swojej matki!-wkurzył się ojciec.
-Jak ja się odzywam ? ha!-drwiłam z nich.-A kto przez całe życie mnie okłamywał ?-dodałam pakując kolejne rzeczy. Nie wiedziałam, że to będzie mój ostatni pobyt w tym pokoju.
-To nie ma nic wspólnego z tym, jak masz się do niej odzywać.-Powiedział wkurzony jeszcze bardziej. W tej chwili nie panowałam już nad emocjami.
-Tak? A kto przez całe życie był przestępcą? Nawet Własnej córce o tym nie mówić?-zadrwiłam po raz kolejny.
-Daj nam to wytłumaczyć!-powiedziała płaczliwym głosem.
-Mogliście się cały czas tłumaczyć. Ja przez was myślałam, że mam normalne życie!-wykrzyczałam pakując kolejne drobnostki.
-Bo je masz! Myślisz, że dlaczego jesteś teraz bezpieczna? Masz wszystko czego chcesz!-trzymała swego, a ojciec się jak na razie nie wtrącał.
-Nie, nie mam wszystkiego. Nie mam do was zaufania, a to przeważa ponad wszystko.-Spojrzałam w końcu w jej stronię. Cały czas płakała, ale musiałam się powstrzymać, aby jej nie przytulić. Nie chce ich znać.
-Jak możemy to naprawić?-zapytała się łamiącym głosem.
-Tego nie da się naprawić.-Wyszeptałam.

   Wzięłam torbę pełną moich rzeczy i ostatni raz spojrzałam na mój pokój. Powoli schodziłam po schodach, a oni nawet mnie nie zatrzymywali. Z jednej strony szybciej bym dojechała do 'mojego'
domu, ale z drugiej poczułam się tak, jakbym ich w ogóle nie obchodziła.
   Słyszałam tylko płacz matki i złość ojca. To nie spowodowało moje wzburzenia, lecz to, że nawet nie potrafią się obronić. Spojrzałam się w stronę schodów. Otworzyłam drzwi i wyszłam na chłodne powietrze, które było przesiąknięte kropelkami wody. Od razu poczułam się lepiej i przez chwilę pozwoliłam, aby zimny deszcz dodał mi ukojenia.
    Schowałam bagaż do bagażnika, po czym siedziałam już na swoim miejscu. Odetchnęłam kilka razy głęboko i odpaliłam silnik. Chciałam jak najszybciej opuścić to miasto i położyć się wygodnie na kanapie z daleka od tego wszystkiego.

   Po parunastu minutach wróciłam do domu. Na moje szczęście Malik był już w domu.-Nie chciałam teraz być sama. Weszłam drewnianymi drzwiami i od razu ujrzałam opartego Mulata dosłownie kawałek ode mnie. Wyglądał uroczo.
-I jak ?-powiedział jakby to była najbardziej oczywista rzecz pod słońcem.
-Nie chce mieć z nimi nic wspólnego.-Wyszeptałam zmęczona patrząc mu w oczy.
-Pokłóciłaś się z nimi?-otworzył szeroko oczy.
-Mhm.-Przytaknęłam zniechęcona.
-Nie martw się.-Szepnął, a po chwili mnie przytulił. Potrzebowałam tego teraz, więc tylko się mocniej  wtuliłam. 

01 czerwca, 2015

Chapter 11 ''ale wtedy byli dziećmi! ''

  -Nie za bardzo zrozumiałam.-Spojrzałam w jego brązowe tęczówki i dopiero teraz zorientowałam się jakie one były śliczne.
 -Alice!-krzyknęła moja podświadomość. Patrzył się przed siebie-w piękny krajobraz tego miejsca.
-Tutaj wszystko się zaczęło i dlatego ciebie tutaj zabrałem. Miałem nadzieje, że nie dojdzie do tego, ale niestety musisz poznać prawdę.-Odpowiedział i westchnął, spoglądając w moją stronę.
-To może w końcu ją powiedz.-Powiedziałam spoglądając na jego postać.
-Pamiętasz jak mówiłem ci, że wszyscy cię oszukują?-zapytał, potwierdziłam skinieniem głowy.- Twoi dziadkowie uważali ciebie za największe szczęście jakie można było dostać. Kiedyś wkurzyli się, że musieli i ciebie oszukiwać. Chcieli jak najszybciej powiedzieć ci wszystko, ale nie zdążyli.-Zatrzymał się nie wiedząc co dalej powiedzieć, ja jedynie patrzyłam się na niego w skupieniu.
-I nie zareagowali wcześniej? To niemożliwe, że i oni mnie oszukiwali. Nie wierze w to.-Zadawałam pytania, pomimo tego, że byłam spokojna, ciężko było mi myśleć racjonalnie.
-Chcieli.
-Dobra, mów dalej.
-Pomiędzy wszystkimi wybuchła wielka kłótnia. Twoi dziadkowie i moi rodzice próbowali jakoś uchronić cię przed złem, ale miałaś, a raczej masz upartą rodzinkę.-Zaśmiał się.
-Czyli, jak dobrze rozumiem to pokłócili się przeze mnie?
-Jednakże nie wiem dokładnie, jak to się stało. Zanim to się zaczęło, no, wszystko było w porządku.
-Tak z dnia, na dzień?
-Yhym.-Przytaknął.
-Ale przed czym chcieli mnie ochronić?
-A no tak.-Otrząsnął się.-Twoi rodzice kiedyś byli w jednym z najmocniejszych i najbardziej poszukiwanym gangiem, który chodził po ten planecie.
-C-co?-wydukałam.
-Tak jak powiedziałem byli poszukiwani, ale nie tylko przez policje. Szukali ich mieszkańcy wielu miast. Wiele rodzin zamordowanych dzieci, bądź bliskich ich osób. Inni z takich grup w jakich byli. Zaleźli wszystkim za skórę i to poważnie. Lecz oni nie chcieli przestawać, zaczęli jeszcze bardziej w to brnąć.
-M-moi rodzice byli przestępcami ?- wyjąkała nie mogąc uwierzyć w słowa Zayn'a. Przecież mama jest ciągle w stanie depresyjnym! nawet muchy nie tknie!
-Niestety tak.
-Ale jak to możliwe? -zadałam kolejne pytanie.
-Myślisz, że to wiem? Nie było mnie wtedy na świecie nawet. Zaczęli to około 40 lat temu.
-Ale wtedy byli dziećmi!-pisnęłam zagrywając usta dłonią.
-Owszem.
-I twoi rodzice nic nie zareagowali? A dziadkowie?
-Wszyscy byli w to wtajemniczeni. Twoi dziadkowie może nie tak bardzo, gdyż kiedyś zaangażowano ich na przewożenie różnej broni pomiędzy członkami zespołu. Moi rodzice jedynie pilnowali porządku w grupie.
-A-a moi?
-Działali w misiach. Na początku zaczęło się od zwykłych kradzieży, ale później przyspieszyło i dochodziło nawet do gwałtów, oraz mordowania.
-O cholera.
-Potwierdzam. Nie wiem za bardzo co się tam działo, wszystko opowiadali mi rodzice.
-Mów dalej.-Ledwie usłyszanym tonem wypowiedziałam słowa, próbując nie płakać.
-Kiedy ty się urodziłaś, bardziej zaczęli interesować się właśnie tobą, ale i tak nie zrezygnowali z tego. Dopiero później, około dziesięć lat po twoich narodzinach zorientowali się, że jesteś w niebezpieczeństwie. Dosłownie po tym jak.-Zatrzymał się nagle.
-Po tym jak?-spojrzałam w jego tęczówki, swoimi załzawionymi oczami.
-Jak zabili twoich dziadków.-Powiedział szybko, a ja wpadłam jak w trans. Nie wiedziałam co się dookoła mnie zaczęło dziać.
-C-co?-jąkałam się. Wstałam z mojego miejsca i targając moje włosy złapałam się za głowę. Obróciłam się w stronę wielkiego jeziora, a łzy zaczęły lecieć po mojej poczerwieniałej od zimna twarzy.
-Oni zabili twoich dziadków.-Powtórzył.
-Oni zginęli w wypadku.
-Upozorowali to wszystko.
-Dlaczego policja ich nie znalazła?-zadałam kolejne pytanie.
-Nikt tego nie wie. 
-Jak to nie wie!
-Uspokój się, Alice.-Przypomniał mi. Zapewnię teraz wyglądałam jak mały pulpet przypieczony na policzkach.
  Nie wiedziała dlaczego, ale miałam ochotę spotkać się z rodzicami i spytać dlaczego oni to robili. Po części mu wierze, pomimo, że to nie jest podobne to ich zachowania. Lecz nie chciałam w ogóle ich widzieć, to dla mnie za wiele.
-Opowiadaj dalej.-Westchnęłam.
-Kiedy zaczęło się robić niebezpiecznie, uciekliście i się ukrywaliście. Wtedy właśnie straciliśmy kontakt.-Trochę się zawahał.
-Ale nie rozumiem, dlaczego w ogóle ciebie nie pamiętam!-wkurzyłam się.
-Nie wiem, ale pewnie coś ci namieszali, nie wiem!
-To jest chore!-zbuntowałam się.
-Też tak uważam.
-Co robimy?-zapytałam próbując się uspokoić.
-Chyba będziesz musiała z nimi pogadać.
-Nie mam na to ochoty.
-Niestety, ale będziesz musiała. Nie możesz odwrócić się od nich.-Nalegał.
-Powiedział to ten, który właśnie to zrobić.-Wkurzyłam się lekko.
-Alice, ja to, ja, ty to, ty.
-Ty już się nie tłumacz sobą.
-Nie wkurzaj mnie, Alice.
-A co? Zgwałcisz mnie? A później zabijesz?-Troczyłam się z nim.
-Kuszące.-Odpowiedział. Pisnęłam zabawnie i zaczęłam biec dookoła drzew. Chłopak doganiał mnie, więc z przyzwyczajenia przyspieszyłam. Cały czas się śmiałam i próbowałam w jakikolwiek sposób się z nim droczyć. To wszystko wyglądało jak z jakiejś staroświeckiej komedii, która według mnie nie powinna być puszczana małym dzieciom, gdyż psuje ona psychikę ludzką doszczętnie.
-Oj, no nie każ mi biegać.-Zaśmiał się złowieszczo i prawie mnie dogonił, ale zwinnym ruchem ominęłam drzewo i przeskoczyłam  przez niewielkie ogrodzenie-nie wielkie dla mnie.
-Przynajmniej schudniesz.-Wytknęłam mu język.
-Ja? haha, śmieszna jesteś- widocznie bardziej go rozbawiłam. Ja nie byłam mu dłużna bo prawie zginałam się w pół ze śmiechu. Jednak lepiej to znoszę, a nie tak jak myślałam. Dziwne, ale przy nim nie potrafię się załamywać-przynajmniej teraz.
Nadal nie mogłam pojąć tego co powiedział mi Zayn. To wszystko wyglądało tak jakbym czytała jakąś paranormalną książkę. To na serio było dziwne... Dopiero minął połowa dnia, a ja na prawdę nie wiedziałam co mam zrobić. Najracjonalniejszą rzeczą jaką mogę zrobić to z nimi porozmawiać, ale nie chce być wtedy sama. Chyba będę musiała poprosić Zayn'a, aby ze mną poszedł.A może po prostu tak jak on odwrócę się od nich?
   Siedziałam w kącie swojego pokoju. Z racji tego, że już pogodziłam się z Zayn'em, ustaliśmy, że on tak jakby się do mnie wprowadzi. Miałam nadzieje, że nie odbije mi nic i nie wkurzę się na niego, a potem każe mu się wynieść.
-Dobra przesadzasz, Alice.-Powiedziałam w myślach po czym zapaliłam lampkę, którą miałam obok łóżka i zaczęłam czytać książkę-Blask.
~*~

Obserwatorzy